Pierwsza myśl dotyczące tytułu posta: reanimacja Anet. Druga myśl: jak dobrze, że Ania czuwa. A trzecia... no cóż, niech pozostanie tajemnicą ;)
Każdy z nas ma swoje marzenia, jedne bardziej realne, inne mniej, ale jedno jest pewne: marzenia warto mieć! Na mojej półce pojawił się przywieziony z Holandii a'la słoiczek, do którego wrzucam zapisane na karteczkach pomysły, dotyczące tego co sprawiłoby mi radość, po prostu tego co jest moim marzeniem. Jedna z tych rzeczy jest nauka szycia. Moja babcia jest krawcową, więc mając tak wspaniałą możliwość, nie mogłabym jej nie wykorzystać.
Zainspirowana kolorem czerwonym podeszłam do sprawy ambitnie, i na mojej pierwszej lekcji szycia powstała Hania. Tak naprawdę to nic trudnego, a od momentu kiedy zobaczyłam lalki tilda, pokochałam je i chciałam taka mieć. Wiem, że są one dość specyficzne i nie każdemu przypadną do gustu, ale ja jestem nimi oczarowana.
Oto co udało mi się wy-szyć/czarować, właściwie z dwóch jaśków i niecałej paczki waty.
Ps. chyba dorzucę do słoiczka: sprzęt, który pozwala robić lepsze zdjęcia ;))
Wow ! Ależ ona duża :) Wcale nie wygląda na debiut :)
OdpowiedzUsuńPiękna :) Uważaj, bo szycie wciąga ;)
OdpowiedzUsuńBardzo udany debiut, pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńSympatyczny, a jak na pierwszy raz to super :)
OdpowiedzUsuńAle slodziutka !
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńale fajna anielica:) jak na pierwszy raz wyszła super!
OdpowiedzUsuń